niedziela, 29 stycznia 2017

Pięć!


Dobry wieczór!



Gdyby nie Ksan, zapomniałabym...


Kochana ta dziewczyna kibicuje mi z wielką serdecznością (ściskam cię, Ksan!), tak jak i wielu z Was. 
Moim "dorobkiem", dobrym owocem tego bloga są właśnie ludzie wokół niego zgromadzeni. 
To dla Was chce mi się pisać, wklejać - swoim zwyczajem, setki zdjęć, i dzielić się każdą emocją, jaka towarzyszy mi w mojej pasji - w pasji pomagania zwierzętom. Wspieracie mnie w ten sposób!
Mam dla Was parę zdjęć Zza Moich Drzwi w ramach podziękowań:

Ptysia robi za trzeci dywanik. :)

Przyłapałam je po ciemku.  

Dopiero światło lampy błyskowej ujawniło szczegóły tej... randki. 

Czasem Mika dzieli się Ptyśką z Fiką. 

W wolnych od szaleństwa chwilach Ptysia najwyraźniej ma ochotę ugotować sobie zadek!

Mikunia i jej uroczo złożone łapki. 

Oraz jej przyszywana siostrzyczka Fika.
Ładnie wyglądają, pasują do firanek.
Dlatego je adoptowałam! :)

Ptysia po wyprowadzce Tigry i Nigry oraz Pomarańczki z Cytrynką

 zamarzyła, aby ją też ktoś adoptował...
(Po moim trupie!)

Psie siostry zawsze razem, 

wspierają się, 

bronią, pieszczą, 

no i

razem żebrzą. Oczywiście!
Kto im się oprze!

Zadowolone - mogą iść do domku. 

Stefcia natomiast to jest siła spokoju,

do tego stopnia, że przespała nawet TaDzika! 

Spanie to jest coś, co Za Moimi Drzwiami pięknie kwitnie.

Ptysi oko leci porankami,

gdy wskoczy do swojej ukochanej pańci na kołderkę (to o  mnie!).

Fikunia obserwuje to spod rzeczonej kołderki swojej ukochanej pańci (to też o mnie!)

Nuuuuda - co ty tak wciąż o tym spaniu piszesz, ukochana pańciu (to o mnie, ponownie!)
- Mikę znudziło to moje pisanie. A Was? :)

Rozrywką bandy FikiMiki jest gonienie kota kotu!

Pogoniły!

Ptysiunia lubi być zapakowana, 

oraz rozpakowywać. :)

Hokus... zachwyca, ot co!

A one śpią, 

razem. 

Razem.

Razem niszczą mi firanki;

lubię je, więc zgrzytam zębami.

One też je lubią. :)

Ale jak im wszystkiego nie wybaczać!
No jak!
Pięć lat minęło, a ja zamiast podsumowań, podziękowań i wzniosłych słów (te z początku posta się nie liczą!) mam dla Was klasówkę! Wszak klasówki to jest tradycja na tym blogu!

Tym razem jednak wymyśliłam KLASÓWKĘ ODWROTNĄ! Ha! Taka jestem pomysłowa, a co!
Klasówka odwrotna polega na tym, aby... wymyślić pytania do podanych odpowiedzi! 
Czyli innymi słowy zaraz podam Wam pięć (bo piąta rocznica) odpowiedzi, a Waszym zadaniem będzie wymyślić do nich pięć pytań! 

Ponieważ piąta rocznica, to nagrodzę pięć osób pięcioma kubkami z moim ślicznym znakiem firmowym!


Pięć osób otrzyma po jednym kubeczku i jednym długopisiku. :)



Kubeczki są naprawdę bardzo śliczne, zgrabne i powabne, a co najważniejsze, kawka czy herbatka pita z nich napełnia człowieka dobrą energią i można potem góry dobra przenosić. 
Dodam do tych ślicznych kubeczków pięć długopisów (po jednym dla każdego nagrodzonego), a piszą mi różni ludzie, że te długopisy są szczęśliwe, bo i egzamin nimi napisany jest zdany na piątkę, no i życzenia zanotowane się spełniają! Serio, serio, wcale tego nie wymyśliłam!


Są też szczęśliwe, bo powąchane przez Ptysię!


Nad całością klasówki czuwać będzie prezesowa Ptysiunia, sami więc rozumiecie, że będzie sprawiedliwie do bólu!


Uwaga, zaraz padną odpowiedzi do pytań, jakie macie wymyślić!

Oceniać będę; dowcip, kreatywność, pomysłowość, wiedzę, elokwencję lub jej brak, wrażenie ogólne i szczególne! :)

W końcu pięć lat minęło, to mogę sobie poszaleć! 
Najwyżej nikt nie napisze mojej odwrotnej klasówki... Ojej, oby nie!

Oto pięć odpowiedzi:
1. Hokus
2. Stefcia
3. Fika
4. Mika
5. Ptysia

Na pytania do tych odpowiedzi czekam na mejlu: zamoimidrzwiami@gmail.com lub innym, znanym Wam. Czekam do wtorku do godziny 20.00. 
No to do piór, moi drodzy, do klawiatur!
Kłaniam się nisko za pięć lat razem!

PODPIS

Mam prośbę, jeśli nie macie ochoty brać udziału w zabawie, to nie piszcie o tym, nie usprawiedliwiajcie się. Niefajnie czyta się komentarze, że "ja nie, bo cośtam", a "ja nie, bo cośtam cośtam". 

Kiedyś można było ukrywać komentarze pod postem, by potem jej opublikować. Teraz nie ma takiej możliwości, dlatego muszę Was prosić o odpowiedzi mejlem. Czekam!! 

piątek, 27 stycznia 2017

Co dwa zwierza w domu, to nie jeden!

Co dwa zwierza w domu, to nie jeden! Tłukę to do głów tysiące razy, gdy namawiam ludzi podczas rozmów przedadopcyjnych na wzięcie od razu dwóch kotów. Ci, którzy mają zaprzyjaźnione ze sobą kociaste, wygrali los na loterii i tak się na pewno czują. A jak się czują takie koty! Są szczęśliwe! Obserwowanie zwierzęcej przyjaźni jest czymś, co umila każdy, każdziutki dzień! Nie da rady się nie uśmiechnąć, nie wzruszyć. Jakże puste musiałoby być nasze życie, gdyby nie one... Jasne, że tysiące spraw, że zainteresowania, pasje, ale nic tak nie poprawia nastroju jak całus od zimnego psiego noska, oddane, kochające oczy wpatrzone w nasze, czy dotyk jedwabistej sierści kota, jego mruczaste śpiewanie... 
A jeśli te zimne noski są dwa? A jeśli gładkiej sierści jest więcej niż jedna? 
To jest fantastycznie! Nawet nie dwa, a stukrotnie razy milej! 
Zauważam dobrą tendencję; coraz więcej ludzi decyduje się na kocie duety! Mają rację, bo dokocenia bywają różne. Koty, jak ludzie, nie każdego przedstawiciela swojego gatunku  lubią i czasem bywa ciężko... Nawiasem mówiąc w takich przypadkach, gdy nic nie rokuje poprawy, jestem za rozdzieleniem nieprzejednanych. Ostatnio byłam świadkiem takiego zdarzenia. Moja znajoma zdecydowała się znaleźć dom swojemu cudownemu, rasowemu, zachwycającemu kocurowi, podczas gdy w domu zostawiła sobie zwykłą kotkę "dachową" (trudno nazwać jej cudowny charakter zwykłym, ale wiecie, o co mi chodzi). Rasowy gnębił ją, nie chciał zgody, poza tym męczył się w mieszkaniu, potrzebował swobody, dworu, eksplorowania otoczenia, a moja znajoma, kierowana miłością, po długich przemyśleniach zdecydowała się znaleźć mu inny dom. Udało się to i kocurek mieszka teraz w bajkowym miejscu, gdzie bezpiecznie będzie mógł grasować po dworze. Mamy nadzieję, że będzie tam szczęśliwy. 

Miałam to szczęście, że niedawno udało mi się, przy pomocy Marysi - mojego dobrego ducha - znaleźć dom dla Lucka i Pucka, dwóch czarnulków. To cudowne, bo ludzie, nie wiedzieć czemu niechętnie adoptują czarne koty... TU (klik) można zobaczyć, jak sobie radziły te kocurki. Koniecznie zerknijcie!

I teraz przechodzimy do sedna dzisiejszych moich wynurzeń!
Pamiętacie je? Niedawno gościły Za Moimi Drzwiami.
Ekostrażowe pimpki, które trzęsły się na dworze i pewnie by zamarzły, gdyby nie interwencja Ekostraży i odebranie ich właścicielom w trybie nagłym.

Potem szalały z Ptyśką. Warto sobie przypomnieć ten post: Szaleństwa panny Ptyśki.
Tu tylko parę zdjęć:













Nie wierzyłam własnemu, ale przede wszystkim ich, szczęściu, 
że Ewelina i Marcin zdecydowali się na oba!
Te drobinki koniecznie tego potrzebowały!
Jakie mają szczęście, że są razem! Ile było i jest na do dowodów!
Jak one się pięknie bawią! Jak przytulają w czasie snu! Jak wspierają!

Pooglądajcie i poczytajcie!

Wieści o nich były na fejsie:
TU,
TU,





i TU (klik).


Najnowsze wieści:

Witamy. :) Nasza rodzinka ma się dobrze. :) 
Pimpki rosną jak na drożdżach. Kobi waży prawie 4 kg, a Lusia 3.5. 
Od ponad tygodnia mogą już wychodzić na spacery. 
Powoli uczą się załatwiać na dworze. :) 
Cieszymy się, że zaadoptowaliśmy te dwa małe łobuzy, 
nie wyobrażamy sobie, jak możnaby ich rozdzielić. :) 
Są przekochane, uwielbiają się do nas przytulać. :) 
Przesyłamy parę zdjęć i filmy. :)

Kobi ma bardzo dłuuuuuugie nogi 🙂 Lusia jest drobniejsza 🙂

Śmiejemy się, że Lucy to kot. Lubi skakać na różne rzeczy. 
Bardzo często skacze na parapet i obserwuje świat za oknem 🙂






















A tutaj są z nami w pracy.  Jak tylko przybiegają do biura, chcą wskakiwać na parapet, 🙂 
tam obserwują, co się dzieje, i śpią. :) Ich ulubione miejsce! 🙂



 Śpią z nami  - pieszczochy niesamowite. 
Zawsze wtulają się mocno. :) Codziennie mamy rytuał powitania. :) Budzą nas psimi buziakami. :) Kobi jest zdecydowanie spokojniejszy, wpatrzony w nas. 
Lusia to kot. Skacze po oparciu kanapy, wchodzi na parapety. 🙂
Są bardzo za sobą. 
Przesłodki jest to widok, kiedy Kobi śpi mocno i śni mu się coś, aż cały chodzi.
 Ona podchodzi do niego i noskiem go szturcha. 🙂
Początkowo bały się spacerów na dworze, ale z dnia na dzień szaleją coraz mocniej. 😉




Wszyscy je pokochali. :)
A my jesteśmy najszczęśliwszymi rodzicami kochanych maluszków. :)
Ewelina i Marcin. 

I ja jestem szczęśliwa, mogąc publikować takie posty 
i wysyłać w świat tyle cudownej dobrej energii!
Adoptujcie zwierzaki parami!
Howgh!

PODPIS
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...